Wystawa cyklu CORRIDA w Instytucie Cervantesa - 16.05.2019 do 04.06.2019

 

 

Krótka myśl o corridzie

Aktualna prezentacja Andrzeja Lichoty poświęcona jest tematowi, nad którym artysta pracuje już od kilku lat. Choć u początku malarskiej przygody stoi tu bezpośrednie doświadczenie autora, to sens spotkania ze współczesną odsłoną dawnej tradycji prowadzi ku refleksjom, wykraczającym poza popkulturowe święto o wybujałej estetyce.

Malarskie doświadczenia autora znamy z wcześniejszych cyklów, takich jak „Australia”, „Iran” czy „La Gomera”. Cechą charakterystyczną jest ich zdecydowana forma malarska, oparta przede wszystkim na ekspresji form i jakościach barwy oraz świadome użycie struktur materii malarskiej. Aktualne prace Andrzeja Lichoty zyskują jednak niespodziewaną świeżość, ujawniając głęboką kulturę malarską autora i fundamentalną świadomość stosowanych przez niego środków formalnych.

Jednym z najważniejszych wyróżników malarskiej Corridy jest swego rodzaju „narracyjny koncept” całego cyklu. To element wcześniej nieobecny. Posługując się określeniem narracji nie mam jednak na myśli czysto fabularnej akcji – chodzi tu raczej w uwzględnienie wewnętrznej dramaturgii tytułowego wydarzenia. Tradycyjna Corrida obejmuje sekwencję etapów o sprecyzowanej hierarchii. Apogeum stanowi swego rodzaju misterium śmierci, ku której nieodwołalnie wiodą wszystkie wcześniejsze epizody walki.

Paradoksem jest właśnie ów efekt świadomego uczestnictwa w ponawiającym się stale cyklu, w którym śmierć staje się zarówno przyczyną, jak i celem. Śmierć zwierzęcia – lub śmierć człowieka – warto zaznaczyć ten fakt, który pomijamy - w większości przypadków uznając corridę za jedno z wielu zapośredniczonych doświadczeń, znanych głównie z efektownych przekazów medialnych. Zupełnie inaczej uczestniczą w niej ci wszyscy, dla których fizyczna i namacalna obecność śmierci stanowi rzeczywistość tego wydarzenia. W trakcie jednego pokazu ginie kilka lub kilkanaście zwierząt, zawsze walczących po raz pierwszy. W starciu możliwa jest jednak także śmierć człowieka. Chodzi tu więc o ekstremalne doświadczenie zmierzenia się z dramatem rozstrzygnięcia: śmierć przeciwnika staje się ceną życia. Bez względu na to po czyjej stronie leży zwycięstwo. Stąd być może ów niezwykle żywiołowy charakter spektaklu, który gloryfikując zwycięzcę celebruje wartość życia – wbrew stałej obecności w nim śmierci?

Nieodłącznym elementem jest też cierpienie. Rzadko kiedy patrząc np. na dzieła Goyi zdajemy sobie sprawę z tego, że obniżona głowa walczącego byka to skutek osłabienie mięśni i urazu nerwów, wywołanych wbitymi w kark zwierzęcia pikami, a zwycięskie pchnięcie pikadora cenione jest wówczas, gdy zadaje natychmiastową śmierć, nie prowadząc do dalszego przedłużania agonii przeciwnika. Fizyczność cierpienia i ostateczność śmierci, która kładzie kres walce nie zawsze narzucają się nam jako główny przedmiot refleksji nad tradycyjną „rozrywką” Hiszpanów.

W tym kontekście zmaganie z tematem corridy, jakie podejmuje artysta staje się nie tyle nawiązaniem do historycznego motywu, ile raczej swego rodzaju dance macabre, dialogiem o śmierci i ze śmiercią. Choć może bardziej właściwe byłoby tu określenie dialogu z życiem o śmierci. Twórcza akcja jest kwintesencją żywiołowego doświadczenia, zanurzeniem się w autentyczne doznanie aktualnego teraz i zapisania jego treści. Zmaganie się z fizyczną stroną obrazu jest równocześnie stale aktualizującym się wypowiadaniem siebie – wciąż na nowo, stale w obliczu nowych pytań o sens i wartość: siebie, sztuki, poznania i ostatecznie - życia.

Te aspekty: osobisty, kulturowy, aksjologiczny i ontyczny wydają się wyznaczać wątki, jakie podejmuje autor. Własne, autentyczne i bezpośrednie doświadczenie zawsze stanowiło dla Andrzeja Lichoty punkt wyjścia. Nie chodzi tu jednak o impresjonistyczny zapis czy czysto ekspresjonistyczną wypowiedź. Przeżycie to zaledwie punkt wyjścia dla zmagania się z jego wewnętrznym sensem. Obraz stanowi zapis tego procesu, będąc jednocześnie polem eksperymentu i narzędziem badania. Walka z obrazem to akt przekształcania i budowania własnej świadomości. Docierania do prawdy o tym, co pozostawało nienazwane, bo wcześniej niedoświadczone.

Aktualny cykl prac oparty został w myśl decyzji autora na podziale odpowiadającym etapom corridy. Struktura prezentacji pozostaje w bezpośrednim związku z samym wydarzeniem. obejmując kolejno: prezentację, walkę i śmierć. To nawiązanie do przywołanej prze E. Hemingwaya analogii następujących po sobie aktów dramatu: rozprawy, wyroku, egzekucji. Początkowe prace za punkt wyjścia biorą epizody rozpoczynające zmagania, których atrybutami są swobodna choreografia, wizualne bogactwo barw i dynamika bliska ekspresji tańca. Nasycone płaszczyzny koloru, zwłaszcza żywiołowa żółcień i czysty błękit przywołują specyfikę wizualną tradycyjnych kostiumów torreadorów i barwnych kap, używanych na tym etapie walk. Kolejne realizacje to już odmienny poziom ekspresji – bezpośrednie starcie przeciwników, w którym siła fizyczna i brawura działania przykuwają uwagę prowadząc równocześnie ku ostatecznemu zwarciu. W tym zespole prac ekspresja formy osiąga apogeum. Struktura farby zagęszcza się i nawarstwia w kolejnych fazach stale ponawianego  malarskiego gestu. Zwieńczeniem stają się obrazy finałowe, których celem jest wydobycie i podkreślenie dramatu współistnienia życia i śmierci, zwycięstwa i klęski. Tryumf życia możliwy jest jedynie za cenę śmierci, która staje się nieodzownym elementem ostatecznej gloryfikacji istnienia, ustępując miejsca zwycięzcy. Ów nierozerwalny związek śmierci i trwania, celebrowany w następujących kolejno aktach, wydaje się wciąż na nowo podejmowaną próbą potwierdzenia sensu i wartości istnienia – tak przerażająco kruchego w swych fizycznych manifestacjach.

W tak skonstruowanym dyskursie malarskim nie brak miejsca także na wątki wykraczające poza tytułowy motyw. Autor nie wskazuje ich zbyt jednoznacznie, jednak dla odbiorcy posiadającego kompetencje w zakresie współczesnej kultury wizualnej od razu czytelne stają się przynajmniej niektóre. Jednym z istotnych są nawiązania do twórczości Francisa Bacona, z której zaczerpnięta została inspiracja związana z jednym z zastosowanych przez artystę formatów płócien. To jednak tylko subtelny ślad odniesień obejmujących znacznie poważniejsze kwestie, związane z rozumieniem statusu jednostki i doświadczenia artysty. W niektórych spośród prezentowanych płócien wyraźnie pobrzmiewa echo Baconowskiej techniki malarskiej, choć nigdy nie są to bezpośrednie cytaty. Inne ślady inspiracji prowadzą ku twórczości malarzy amerykańskich lat 50-tych XX w. (W. de Kooning, F. Kline), jednak i tu mówić trzeba raczej o świadomym dialogu niż dopatrywać się jakichkolwiek odwzorowań formalnych. Prześledzenie chronologii prezentowanych prac ujawnia daleko idące zmiany w zakresie zastosowanych w kolejnych odsłonach środków technicznych i struktur chromatycznych. Ich różnorodność wiąże się wyraźnie z próbą budowania narastającego napięcia towarzyszącego epickiej „akcji”.

Metoda malarskiego dialogu nie jest obca autorowi prezentacji. Od początku tworzenia aktualnego cyklu część prac powstawała jako swego rodzaju wypowiedź komplementarna wobec dzieł artystów, dla których tytułowy motyw corridy stanowił także punkt odniesienia. Prócz przywołanego już E. Hemingwaya należą do tego grona także F. Goya  oraz P. Picasso. Temu ostatniemu poświęcone są obrazy wykonane na podłożu drewnianym. Technologiczna odmienność podyktowana była próbą zmierzenia się nie tylko z eksperymentatorskim charakterem twórczości giganta sztuki XX w., ale przede wszystkim z celowym wykorzystaniem prostoty środków formalnych, mocno ograniczonych w swych wizualnych jakościach. Próba ta wydaje się ciekawa, zwłaszcza wobec zdecydowanie zamierzonego przez autora bogactwa wizualnego obrazu dedykowanego Goyi, w którym dostrzec można iście barokową ekspresję malarskiej materii oraz luministyczne kontrasty walorów. Zestawienie tych dzieł o jednoznacznie odmiennym charakterze uświadamia celowość działań autora w zakresie przyjętej techniki budowania obrazu, która za każdym razem zostaje na nowo zdefiniowana. Ta umiejętność chroni artystę przed niebezpieczeństwem mechanicznych powieleń, które stanowić mogą zasadzkę, prowadzącą do szybkiego zużycia potencjału ekspresywnego. To niebezpieczeństwo nie dotyczy artysty. Trudno spodziewać się, by miało ono zagrażać twórcy tak świadomemu języka malarskiego, że pytany o obraz idealny wskazuje rafaelowski portret B. Castiglione – kwintesencję najbardziej wnikliwego zastosowania barwy i malarskiego śladu, tak subtelną, że umykającą oczom wielu znawców sztuki. Zresztą choćby powierzchowna analiza języka malarskiego poprzednich cyklów w porównaniu z obecnie stosowanymi przez autora środkami formalnymi ujawnia ostrą świadomość twórcy w zakresie wybieranych każdorazowo elementów malarskiej gry i wyczulenie na jej wizualne wyniki.

Refleksje dotyczące skrótowo tylko przedstawionych wątków narracyjnych, potencjału interpretacyjnego czy nawiązań formalnych Corridy ujawniają znaczące bogactwo treści oraz każą dostrzec jakość artystyczną prezentowanych obrazów. Realizacje te nie wyczerpują podjętego tematu, nie stanowią też cyklu zamkniętego. Twórczy potencjał autora pozwala spodziewać się daleko idącej ewolucji, zarówno w zakresie form ekspresji, jak i w dziedzinie chromatycznych doświadczeń. Także czytelne w aktualnej odsłonie Corridy zabiegi związane z wzmocnieniem faktur lub z kolei ujawnieniem surowego podłoża (deska, płótno), użyciem barw niespektralnych (złoto), zastosowaniem wyrazistego gestu i jego kompletnej niwelacji (mechaniczne odcięcia plam barwnych) – ukazują szerokie spektrum środków, poszerzających stosowany wcześniej repertuar malarski. Wydają się także ciekawie rokować w kwestii kolejnych podejmowanych działań malarskich. Równie istotny pozostaje także aspekt treściowy. Ranga tematów podejmowanych przez Andrzeja Lichotę ujawnia w pełni humanistyczny wymiar postawy malarza, tym samym wskazując pośrednio znaczenie i rolę obrazu, którego sens lokuje się znacznie powyżej narracyjnego medium.

Oglądając Corridę nie sposób oprzeć się refleksji, że zwycięstwo matadora możliwe jest tylko dzięki jego sztuce. To samo prawo rządzi życiem artysty i decyduje o przetrwaniu obrazu, przekraczającego wymiar jednej egzystencji. Stanąć oko w oko z tą prawdą – to wyzwanie, któremu sprostać winni nie tylko ci, którzy walczą – także my, ich widzowie. Oglądanie spektaklu jest łatwe, gdy jednak przychodzi w nim zmierzyć się na śmierć i życie - sytuacja zmienia się radykalnie. Przeżyć swoją corridę – i stanąć do niej ponownie. To prawdziwe zwycięstwo artysty. Zawsze za cenę życia. Pamięć o tym narzuca zwycięska czerwień, która cieszy oko w każdej epoce.

Ewa Herniczek

Katedra Historii i Teorii Sztuki
Akademia Sztuk Pięknych w  Krakowie

Script logo